poniedziałek, 25 października 2010

Za Uralem...


Droga do byłego Swierdłowska z Moskwy zajęła około 31 godzin. Na świeżo odremontowany, majestatyczny (jak wszystkie w Rosji) dworzec w Jekaterynburgu dotarliśmy wcześnie rano. Ponoć to jeden z najbardziej niebezpiecznych dworców, ale cało przez niego przeszliśmy. Rzeczywiście na drugi dzień spotkałem tam mnóstwo handlarzy towarem wszelkiej maści, zwłaszcza telefonów i waluty.
Fabryka makaronu
Na nocleg u znajomego Saszy z CS trzeba było dojechać metrem. System metra w tym mieście to zaledwie 1 linia, na której znajduje się 7 stacji, ale dobre i to. Co prawda istnieją (jeszcze radzieckie) plany rozbudowy i coś tam mają w przyszłym roku oddać, ale pożyjemy zobaczymy.
Jekaterynburg położony jest u podnóża gór Ural, tuż za umowną granicą Azji. Na próżno jednak wypatrywać stromych zboczy gór. Ural to stare pasmo, a na południu pozostały z niego wręcz jedynie niewysokie pagórki. Mimo ponad 30 stopniowego upału nie odczuwa się tak wysokiej temperatury, bo powietrze tutaj jest naprawdę suche. 
Wejście do metra
Samo miasto zrobiło na mnie bardzo dobre wrażenie. Sporo tradycyjnej drewnianej zabudowy, ale dużo buduje się też nowego. Bez specjalnego planu zagospodarowania jak wszędzie w Rosji (chyba, że był na tyle enigmatyczny, że nie zwróciłem uwagi), ale mimo wszystko nie razi jak w Moskwie. W centrum miasta znajduje się duży staw (a raczej jezioro), utworzone po przegrodzeniu niewielką tamą rzeczki. Wzdłuż niej znajduje się zaniedbany, ale mimo wszystko przyjemny deptak – Plotinka. Zwiedzanie miasta zaczęliśmy właśnie stamtąd, a konkretniej od pomnika klawiatury QWERTY. Ot, taka uralska awangarda. Niestety parę klawiszy już zginęło… Z oryginalnych ciekawostek miasta, można jeszcze wymienić niedokończoną wieżę telewizyjną, której szkielet jeszcze się trzyma. Sasza powiedział, że w dzieciństwie rodzice wmawiali mu że to pomnik makaronu spaghetti…
Pobożni pionierzy i cerkiew 'na Krwi'
Dzień zszedł właściwie na odhaczaniu ciekawych miejsc na mapie z Informacji Miejskiej (miłe zaskoczenie, że takowa była). Tradycyjnie przed okazałą siedzibą władz miejskich stoi pomnik Lenina, w tym przypadku również przy Prospekcie swojego imienia. Większość okazałych budynków przy nim właśnie stoi – Opera, Muzeum Miejskie, Uniwersytet. Mnie interesowała nowopowstała cerkiew zbudowana na miejscu rozstrzelania ostatniego cara wraz z rodziną. Zbudowano ją około 10 lat temu i nosi zwyczajową nazwę "Świątyni na Krwi". Nie będę się nadmiernie rozpisywać co z nią tak i nie tak. Jak kogoś interesuję temat, mogę przesłać swoją pracę magisterską. Ciekawostką jest fakt, że tuż obok stoi pomnik uralskich pionierów. Obecnie wygląda to dość komicznie bo wyglądają jakby zasuwali prosto do cerkwi.
Klasztor w Ganinej Jamie
Drugiego dnia wybraliśmy się razem z Lidą, znajomą z Petersburga, która przyjechała z chłopakiem na koncert, do leżącej pod miastem Ganinej Jamy. Po rozstrzelaniu rodziny carskiej właśnie tam w szybie nieczynnej kopalni żelaza próbowano zakamuflować ich zwłoki. Obecnie na tym miejscu powstał Klasztor Świętych Ruskich Strastotierpców. Koledzy rosjoznawcy wiedzą o co chodzi, a dla reszty wyjaśniam, że to święci prawosławni, którzy stracili życie w obronie wiary. Klasztor położony jest w środku uralskiego lasu i składa się z 7 cerkwi – tyle ile zamordowano członków rodziny carskiej. Wszystkie zbudowane z drewna ze złotymi cebulastymi kopułkami i zielonymi dachami. Zapach igliwia, świec, śpiew ptaków – bajecznie.
Po południu zdążyliśmy zrobić zakupy na kolejne 40h w pociągu, obejrzeliśmy u Saszy „Avatar” (niestety nie do końca!) i dalej w drogę. Do Krasnojarska.


1 komentarz:

  1. Warto dodać, że w Jekaterynburgu ma swoją siedzibę Teatr Kolady, do którego warto zajrzeć.

    OdpowiedzUsuń