Pogoda w dniu wyjazdu na Bajkał się zepsuła. Ale nie ma co narzekać, bo był to pierwszy deszcz podczas wyjazdu (nie licząc drobnej mżawki w Petersburgu) i szybko minął. Marszrutka stała pod dworcem w umówionym miejscu. Problem polegał na tym, że kierowca z każdym był umówiony na inną godzinę. Skończyło się na czekaniu do 11. Prawie pełna marszrutka podjechała jeszcze pod hostel i do środka wpakowała się czwórka Hiszpanów, a raczej próbowała, bo miejsc było o jedno za mało. Jakoś jednak się ścisnęliśmy i wszystko byłoby ok, gdyby nie jedna Rosjanka, która wpadła w furię, że ona z dziećmi (synami przynajmniej 18letnimi) w takich warunkach nie pojedzie i kategorycznie domaga się zmiany samochodu oraz rekompensaty finansowej, a co najmniej zniżki. Kiedy nie znalazła poparcia w reszcie składu, dodała, że oczywiście zniżka ma być dla wszystkich a nie tylko dla niej. Awanturowała się, że ona jeździła na wakacje do Europy i tam tak ludzi się nie traktuje i że nie spodziewała się, że takie rzeczy zdarzają się w Rosji. Nie wytrzymałem, parsknąłem śmiechem i zapytałem czy to jej pierwszy raz w Rosji. Wywiązała się pyskówka, która podzieliła marszrutkę na nas (nasza dwójka i Hiszpanie, uznani jednak przez Rosjan za Amerykanów) i ich. Stanęło na tym, że po godzinie, przyjechała identyczna marszrutka z innym układem siedzeń. W końcu jedziemy.
7-godzinna droga na Olchon zeszła na dzieleniu się wrażeniami z podróży z Hiszpanami. Spotkali się na forum podróżniczym i zdecydowali pojechać razem transsibem przez Mongolię do Pekinu. Każdy z nich miał większe lub mniejsze doświadczenie podróżnicze. Raul po 30tce z Bilbao, już w niejednym miejscu, ale planował powrót do Mozambiku (w tym momencie tam już chyba jest), Mireya z Kadyksu, Ana z Madrytu - obydwie w naszym wieku i Marie Cruz z Salamanki, najstarsza z czwórki. Trochę żalili się, że ciężko im trafić na kogokolwiek z Rosjan kto mówiłby po angielsku. No cóż w Rosji nada pa ruski...
![]() |
Skała Szamanka |
O dziwo droga do prawie samej przeprawy promowej na Olchon była bardzo dobra. Dopiero pod koniec zrobiła się kamienista i zaczęło wchodzić na nią więcej krów. ;) Wbrew pozorom droga nie wiodła też wzdłuż brzegu. Wybrzeże jeziora jest otoczone górami. Dopiero przed samym promem można było zobaczyć jezioro. Już pierwsze spotkanie robi wrażenie i trudno się nie zgodzić iż miejscowi Buriaci nazywają go morzem. Spóźniliśmy się na prom o parę minut, ale dzięki temu było trochę czasu by ponapawać się widokami. Przeprawa trwała dość sprawie. Zaraz po, trzeba było uiścić jakąś opłatę klimatyczną z racji przebywania w parku narodowym. Dziewiczość wyspy szpecą jedynie świeżo ustawione trakcje elektryczne. Wszędzie mamy z nimi do czynienia, ale tam wyjątkowo szpeciły krajobraz. Cóż, taka jest cena postępu...
![]() |
Centrum Chużyru |
Po godzinie drogi dotarliśmy do Chużyru - stolicy wyspy, gdzie koncentruje się ruch turystyczny. Hiszpanie wysiedli pod bazą Nikity (zatrzymują się tam wszyscy inostrańcy, bo to praktycznie jedyne miejsce gdzie mówią po angielsku), a my zdecydowaliśmy zamieszkać u Swietłany, nieco dalej wgłąb wyspy. Po rozpakowaniu i kolacji poszliśmy ustalić plan z nowymi przyjaciółmi i nacieszyć się widokiem zachodu słońca nad jeziorem, a właściwie nad tzw. małym morzem - częścią jeziora między wyspą a stałym lądem. Raul zdążył już zaczerpnąć kąpieli, ja póki co nie nabrałem jeszcze ochoty. Zdecydowaliśmy się pojechać na nazajutrz na objazdówkę po wyspie organizowaną przez ich hostel. Swietłana była niepocieszona...

![]() |
Po kąpieli |
W drodze do Chużyru pogoda niestety znów się zepsuła, nim jednak wróciliśmy do Chużyru deszcz przestał padać. Temperatura jednak wyraźnie spadła. Mimo to ustawiliśmy się z Raulem na kąpanie w zatoczce tuż koło skały Szamanki. Woda była lodowata i nie dało się w niej wytrzymać dłużej niż parę minut. Wrażenie po wyjściu przypominało wejście do ognia. Ale warto było - ponoć kąpiel w Bajkale ujmuje 50 lat. Hmmm, ale to działa chyba dla osób powyżej 50tki. W takim razie mam w zapasie. ;) Wieczór znowu spędziliśmy nad brzegiem podziwiając zachód słońca.
![]() |
Kwas - pychota! |
Następnego dnia wracaliśmy już do Irkucka - tym razem jednak upewniliśmy się, że marszrutka odjedzie o wyznaczonej godzinie. Chcieliśmy wyjechać rano, żeby dokończyć zwiedzanie miasta. Skład był nieco bardziej mieszany, oprócz nas była jeszcze dwójka starszych Francuzów, Włoszka i dwójka Polaków, którzy przebywali nad Bajkałem już od 2 tygodni, jednak aura wyraźnie nie sprzyjała. Następna dnia wybierali się na wybory w konsulacie Polski w Irkucku. Sam nie miałem zaświadczenia z urzędu, że mam prawo wyborcze, ale jak później się okazało i tak nie udałoby się zagłosować. Kierowca cisnął na pedał gazu dość wyraźnie i na miejscu przyjechaliśmy 1,5 godziny wcześniej niż planowo.
Po południu pospacerowaliśmy jeszcze po centrum, kupiliśmy pocztówki, wypiliśmy trochę kwasu z beczki (tzn. ja wypiłem ;)). Wieczorem przepakowaliśmy walizki i pointegrowaliśmy się z naszymi hostami i ich zwierzostanem. Impreza trwała dość długo i była brzemienna w skutki...
Ciekawa jestem czy próbowałeś 'zdobyć' Szamankę.
OdpowiedzUsuń