środa, 27 października 2010

Nareszcie Bajkał.

Pogoda w dniu wyjazdu na Bajkał się zepsuła. Ale nie ma co narzekać, bo był to pierwszy deszcz podczas wyjazdu (nie licząc drobnej mżawki w Petersburgu) i szybko minął. Marszrutka stała pod dworcem w umówionym miejscu. Problem polegał na tym, że kierowca z każdym był umówiony na inną godzinę. Skończyło się na czekaniu do 11. Prawie pełna marszrutka podjechała jeszcze pod hostel i do środka wpakowała się czwórka Hiszpanów, a raczej próbowała, bo miejsc było o jedno za mało. Jakoś jednak się ścisnęliśmy i wszystko byłoby ok, gdyby nie jedna Rosjanka, która wpadła w furię, że ona z dziećmi (synami przynajmniej 18letnimi) w takich warunkach nie pojedzie i kategorycznie domaga się zmiany samochodu oraz rekompensaty finansowej, a co najmniej zniżki. Kiedy nie znalazła poparcia w reszcie składu, dodała, że oczywiście zniżka ma być dla wszystkich a nie tylko dla niej. Awanturowała się, że ona jeździła na wakacje do Europy i tam tak ludzi się nie traktuje i że nie spodziewała się, że takie rzeczy zdarzają się w Rosji. Nie wytrzymałem, parsknąłem śmiechem i zapytałem czy to jej pierwszy raz w Rosji. Wywiązała się pyskówka, która podzieliła marszrutkę na nas (nasza dwójka i Hiszpanie, uznani jednak przez Rosjan za Amerykanów) i ich. Stanęło na tym, że po godzinie, przyjechała identyczna marszrutka z innym układem siedzeń. W końcu jedziemy.

7-godzinna droga na Olchon zeszła na dzieleniu się wrażeniami z podróży z Hiszpanami. Spotkali się na forum podróżniczym i zdecydowali pojechać razem transsibem przez Mongolię do Pekinu. Każdy z nich miał większe lub mniejsze doświadczenie podróżnicze. Raul po 30tce z Bilbao, już w niejednym miejscu, ale planował powrót do Mozambiku (w tym momencie tam już chyba jest), Mireya z Kadyksu, Ana z Madrytu - obydwie w naszym wieku i Marie Cruz z Salamanki, najstarsza z czwórki. Trochę żalili się, że ciężko im trafić na kogokolwiek z Rosjan kto mówiłby po angielsku. No cóż w Rosji nada pa ruski...
Skała Szamanka
O dziwo droga do prawie samej przeprawy promowej na Olchon była bardzo dobra. Dopiero pod koniec zrobiła się kamienista i zaczęło wchodzić na nią więcej krów. ;) Wbrew pozorom droga nie wiodła też wzdłuż brzegu. Wybrzeże jeziora jest otoczone górami. Dopiero przed samym promem można było zobaczyć jezioro. Już pierwsze spotkanie robi wrażenie i trudno się nie zgodzić iż miejscowi Buriaci nazywają go morzem. Spóźniliśmy się na prom o parę minut, ale dzięki temu było trochę czasu by ponapawać się widokami. Przeprawa trwała dość sprawie. Zaraz po, trzeba było uiścić jakąś opłatę klimatyczną z racji przebywania w parku narodowym. Dziewiczość wyspy szpecą jedynie świeżo ustawione trakcje elektryczne. Wszędzie mamy z nimi do czynienia, ale tam wyjątkowo szpeciły krajobraz. Cóż, taka jest cena postępu... 
Centrum Chużyru
Po godzinie drogi dotarliśmy do Chużyru - stolicy wyspy, gdzie koncentruje się ruch turystyczny. Hiszpanie wysiedli pod bazą Nikity (zatrzymują się tam wszyscy inostrańcy, bo to praktycznie jedyne miejsce gdzie mówią po angielsku), a my zdecydowaliśmy zamieszkać u Swietłany, nieco dalej wgłąb wyspy. Po rozpakowaniu i kolacji poszliśmy ustalić plan z nowymi przyjaciółmi i nacieszyć się widokiem zachodu słońca nad jeziorem, a właściwie nad tzw. małym morzem - częścią jeziora między wyspą a stałym lądem. Raul zdążył już zaczerpnąć kąpieli, ja póki co nie nabrałem jeszcze ochoty. Zdecydowaliśmy się pojechać na nazajutrz na objazdówkę po wyspie organizowaną przez ich hostel. Swietłana była niepocieszona...
Następny dzień mogliśmy zacząć od prysznica (tak, z kwestiami sanitarnymi zaczynało być wesoło, ale trzeba było się przyzwyczajać przed Mongolią). Pogoda była znacznie lepsza. Widoki podczas wycieczki naprawdę robiły wrażenie. Nazwy miejsc (głównie nadbrzeżnych skał) pochodzą z miejscowego języka. Jest więc skała Szamanka, Trzej Bracia, Choboj (najdalej na północ wysunięty przylądek wyspy). W północnej i środkowej części wyspy jest więcej lasów - gdzie indziej były one wycięte dla wypasu bydła. Wyspa też jest dość zróżnicowana pod względem ukształtowania terenu - najwyższy punkt ma ponad 1200 mnpm i znajduje się w niewielkiej odległości od największej głębi jeziora - 1637 metrów. Miejscowym przysmakiem jest omul, endemiczna ryba żyjąca w jeziorze. W połowie dnia kierowca wycieczkowego UAZa rozpalił ognisko przy którym zjedliśmy owego omula. Ryba jak ryba, koneserem nie jestem więc trudno mi oceniać. Wszystkich rozbawiła globtroterka Marie Cruz zszokowana, że do obiadu nie ma wina, tylko herbata i to do tego jeszcze ciepła... ;)
Po kąpieli

W drodze do Chużyru pogoda niestety znów się zepsuła, nim jednak wróciliśmy do Chużyru deszcz przestał padać. Temperatura jednak wyraźnie spadła. Mimo to ustawiliśmy się z Raulem na kąpanie w zatoczce tuż koło skały Szamanki. Woda była lodowata i nie dało się w niej wytrzymać dłużej niż parę minut. Wrażenie po wyjściu przypominało wejście do ognia. Ale warto było - ponoć kąpiel w Bajkale ujmuje 50 lat. Hmmm, ale to działa chyba dla osób powyżej 50tki. W takim razie mam w zapasie. ;) Wieczór znowu spędziliśmy nad brzegiem podziwiając zachód słońca. 
Kwas - pychota!
Następnego dnia wracaliśmy już do Irkucka - tym razem jednak upewniliśmy się, że marszrutka odjedzie o wyznaczonej godzinie. Chcieliśmy wyjechać rano, żeby dokończyć zwiedzanie miasta. Skład był nieco bardziej mieszany, oprócz nas była jeszcze dwójka starszych Francuzów, Włoszka i dwójka Polaków, którzy przebywali nad Bajkałem już od 2 tygodni, jednak aura wyraźnie nie sprzyjała. Następna dnia wybierali się na wybory w konsulacie Polski w Irkucku. Sam nie miałem zaświadczenia z urzędu, że mam prawo wyborcze, ale jak później się okazało i tak nie udałoby się zagłosować. Kierowca cisnął na pedał gazu dość wyraźnie i na miejscu przyjechaliśmy 1,5 godziny wcześniej niż planowo. 
Po południu pospacerowaliśmy jeszcze po centrum, kupiliśmy pocztówki, wypiliśmy trochę kwasu z beczki (tzn. ja wypiłem ;)). Wieczorem przepakowaliśmy walizki i pointegrowaliśmy się z naszymi hostami i ich zwierzostanem. Impreza trwała dość długo i była brzemienna w skutki...

1 komentarz: