![]() |
Sobór Aleksandra Newskiego |
![]() |
Widok na kościół św. Olafa |
Skoro dostałem wizę miesięczną do Rosji, zamiast jechać prosto do Moskwy, zdecydowałem się odwiedzić Petersburg po raz pierwszy w okresie białych nocy oraz zahaczyć o Pribaltikę, a przede wszystkim o Tallin. Spędziłem tam zaledwie parę godzin w mało sprzyjającej aurze, ale stolica Estonii spodobała mi się bardziej niż Ryga (w której bywałem po drodze do Petersburga kilkakrotnie). Już po samych ulicach w centrum Tallina nietrudno zauważyć, że kraj jest w lepszej kondycji ekonomicznej niż Łotwa. Mniej też mówi się po rosyjsku. Byłem ciężko zdziwiony, gdy babula pracująca w przechowalni bagażu na dworcu mówiła jedynie po estońsku. Nie było to chyba jedynie samozaparcie pt "Wolę milczeć niż mówić po rosyjsku", bo parę słów znała (liczby), ale nic poza tym. W Rydze chociaż większość napisów na ulicach jest w języku łotewskim, to mimo wszystko rosyjski słyszy się dookoła. W Tallinie naprawdę mało. Nawet sprzedawca miejscowej muzyki, który zagadał na ulicy po angielsku, kiedy chciałem przejść na rosyjski, twardo obstawał przy angielskim. Zaczynam rozumieć te rosyjskie żarty na temat Estończyków...
![]() |
Tu chyba kiedyś miała być reprezentacyjna promenada w porcie |
Sam język bardziej przypomina mi węgierski, a ponoć jeszcze bardziej fiński (z którym nie miałem jeszcze styczności). Rzeczywiście pochodzą z grupy języków ugrofińskich. Najbardziej rozbawił mnie drogowskaz na którym napisane było po estońsku "Saddam", a pod spodem angielskie tłumaczenie "Port".
Parę godzin jakie miałem między jednym autobusem a drugim, spędziłem włócząc się po centrum. Nie byłem w Skandynawii, ale miałem wrażenie, że jestem gdzieś w Sztokholmie. Dość sporo dobrze zachowanych i odnowionych kamieniczek wśród krętych uliczek, spory ratusz, parę kościołów w tym św. Olafa z wieżą, która kiedyś była najwyższą w Europie. Nad miastem twierdza, z której roztacza się ładny widok na centrum i zatokę Fińską (no i oczywiście na Saddam). W sam raz na kilkugodzinny postój. Po drodze wpadłem jeszcze na ulicy na mormońskiego headhuntera. Próbował wszystkich chwytów, ale nie dałem się namówić na kupno jego wersji Biblii. Chociaż porozmawiać z Amerykaninem po rosyjsku było naprawdę bezcennym doświadczeniem. :)
![]() |
Ratusz na głównym placu Starego Miasta |
Wszędzie w mieście pełno było flag z czarnymi wstęgami i chciałem dowiedzieć się skąd ta żałoba. Spytałem babci przy odbiorze bagażu na dworcu co się stało. Odpowiedziała oczywiście po estońsku wplatając parę rosyjskich słów, które jej wpadły do głowy. Niewiele z tego zrozumiałem, ale coś się stało na morzu... co dokładnie, do tej pory nie wiem.
Przede mną była noc w autokarze, kontrola graniczna w Iwanogrodzie (dość sprawna) i już o 6. rano byłem w Petersburgu. O Petersburgu pisałem już we wcześniejszym poście, a o Moskwie pisać póki co nie będę (może kiedyś indziej). Tak naprawdę prawdziwa podróż zaczęła się właśnie od wyjazdu z Moskwy. Tam dołączył do mnie towarzysz podróży - jak to mówią Amerykanie BestFriendForever - Antoine. Chyba z nikim nie wytrzymałbym tyle czasu w podróży, a raczej to nikt ze mną tyle by nie dał rady. ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz