niedziela, 15 kwietnia 2012

Koczin.


Koczin okazał się całkiem przyjemną mieściną. Jak na średnio małą indyjską mieścinę przystało liczy sobie około 3 milionów mieszkańców. Nie jest stolicą Kerali, ale zdecydowanie najważniejszym ośrodkiem. Znajduje się tutaj największy port indyjskiego południowo-zachodniego wybrzeża. Miasto od wieków słynęło z handlu przyprawami i innymi dobrami. To tutaj wszystko było zwożone z południowych wzgórz i wysyłane w świat. I wciąż jest.
Fort Koczin znajduje się na wyspie na, którą można dostać się promem, albo mostem. Pomiędzy stałym lądem, na który rozlało się dawno miasto a wyspą Fort Koczi znajduje się wyspę Willingdon, gdzie bazę swoją ma marynarka indyjska.
To co warte zwiedzenia w Koczi można obejść w parę godzin, a dodając fakt, że kiepsko trafiłem na piątek, kiedy wszystko było zamknięte, 2-godzinny spacer starcza na zaliczenie wszystkich atrakcji. Promy w tej części Indii kosztują śmieszne pieniądze. 2,5 rupii – 15 groszy!!!
Pocztówkowym widokiem Koczi są słynne chińskie sieci, które rozwieszone są u brzegu wyspy. Myślałem, że jest to atrakcja jedynie pod turystów (po części pewnie tak jest), ale do południa rybacy wciąż nimi łowią i ryby się trafiają. Sieci działają na zasadzie przeciwwagi. Na jednym końcu zawieszone są kamienie, a z drugiej strony dźwignia z rozpostartą siecią, którą opuszczają w dół. Rybacy bardzo chętnie przywołują ludzi i pokazują jak pracują. Do tej pory jestem pod wrażeniem otwartości ludzi w Kerali, ich prostolinijnością i szczerością. Nawet rikszarz, który chciał mnie obwieźć po mieści z nadzieją, że wstąpię do paru sklepów a on dostanie za to kasę od sprzedawców, był od razu szczery i zapytał czy mam czas i jaka jest sprawa i czy mogę mu pomóc w ten sposób. Jak zrobiłem co swoje, dał mi spokój. Rzecz nie do pomyślenia na północ od Bombaju, zwłaszcza w Delhi czy Radżastanie – tam rikszarze to największe sępy.
Na wyspie odwiedzić można parę kościołów, których historia sięga XVI wieku, kiedy po tej stronie wybrzeża drogę morską do Indii odnalazł Vasco da Gama. Stoi też dom, w którym miał się zatrzymać, ale niektórzy twierdzą, że portugalski żeglarz dotarł jedynie do Kalikatu, a nie do Koczinu. Tak czy inaczej po wpływach portugalskich, przyszedł czas na Holendrów, którzy zbudowali tzw. Pałac Holenderski, jako swoje centrum administracyjnie. Koczin słynny był tez jako centrum diaspory żydowskiej. Niestety synagoga była zamknięta.
Widokiem, który śmieszy i zadziwia są setki czerwonych flag z sierpem i młotem. Od odzyskania niepodległości Keralą rządziła partia komunistyczna i dopiero w ostatnich wyborach przegrała. W mieście rozwieszone są w różnych miejscach flagi, portrety Marksa, Lenina, Che Guevary. Komunizm tutaj jak mówią ma naturalnie inny odcień i niewiele ma wspólnego z tym co było u nas.
Mój host z CS mieszkał kawałek od centrum w ładnym apartamentowcu. Na 14 kwietnia przypada święto Vishu – nowy rok w tej części Indii. To już 4. Nowy Rok jaki obchodzę w tym roku (bo naszym, chińskim, marathi i teraz w Kerali). Wg tradycji hinduskiej dnia poprzedniego dekoruje się posążek boga Kriszny żółtymi kwiatami, oferuje się banany, ogórki, kokosy i inne dary natury oraz kosztowności. Wg tradycji znajomi przychodzący w gościnę otrzymują symboliczną kwotę pieniędzy. Moja rodzina była mieszana – matka katoliczka i ojciec hindus, więc w domu niespecjalnie świętowali, ale zaprowadzili mnie do sąsiadów, którzy wszystko mi pokazali wysmarowali mi czoło olejkiem z drzewa sandałowego, poczęstowali słodkościami i dali kilkanaście rupii. Dzieciaki wykorzystują ten dzień niecnie skacząc po sąsiadach w wiadomym celu.
Po hinduistycznych atrakcjach Kamal z rodziną odwiózł mnie na dworzec, gdzie wsiadłem w pociąg dalej na południe do Kollam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz