piątek, 16 grudnia 2011

Recommended by Lonely Planet, page 220.


Udajpur, dzień 17.
Ta, której imienia lepiej nie pisać, musiała kiedyś przyjść. Zapowiadała się już na dworcu, a w pociągu dopadła mnie na dobre. Na szczęście toaleta pociągowa okazała się lepsza niż nie jedna, którą widziałem w PKP. Noc mijała powoli. Zbyt powoli. Pociąg mimo, że przyjechał opóźniony do Dżajpuru, wjechał na stację Udaipur City o 10 minut wcześniej.
Nie mieliśmy jeszcze pewnego noclegu, a było dość wcześnie, za wcześnie na szukanie go po mieście. Ulokowaliśmy się w poczekalni dworcowej i miałem ochotę stamtąd nie wychodzić na dobre. Sudeep dodzwonił się do jednego z hosteli po jakimś czasie, gdzie zwolnił się pokój. Razem z nami czekał wyjątkowo wścibski kierowca tuk-tuka, który około 20 razy poganiał nas do swojego pojazdu, na którego wcale nie mieliśmy ochotę.
W przypływie energii po kilku czajach (indyjska herbata z mlekiem), ruszyliśmy w miasto naturalnie w towarzystwie kierowcy, który czekał na nas prawie 2 godziny. W sumie bez różnicy było kto nas tam zawiezie, bo nie było szans, żebym przeszedł dystans ok. 3 km w tym stanie. Kierowca okazał się dość sympatyczny i zawiózł nas bez przekrętów prosto do hostelu. Lalghat hostel leży nad samym jeziorem Pichola, nad którym jest położony Udajpur. Szczerze mówiąc nie wiele z tego dnia więcej pamiętam, więc lepiej od razu przejść do kolejnego. Sudeep znalazł dla mnie dobre indyjskie leki, które następnego dnia postawiły mnie na nogi.
Mówiąc szczerze mam mieszane uczucia co do Udajpuru. Z jednej strony podoba mi się, z drugiej jego „starówka” wygląda jak getto backpackersów. Nie lubię takich miejsc, nie mają one dla mnie uroku. Ludzie uśmiechają się i zaczepiają tylko dlatego, że chcą Ci coś sprzedać. Tak było też z nami. W Indiach na ludzi, z którymi nie chcesz mieć nic do czynienia najlepiej nie zwracać w ogóle uwagi, kompletnie ignorować. Ta sama zasada tyczy się żebraków, rikszarzy co sprzedawców. Ciężko jest dlatego odróżnić, kto tak naprawdę chcę po prostu porozmawiać i czegoś się dowiedzieć, a kto chce się zrobić w balona albo coś wcisnąć, czego nie potrzebujesz.
Ceny centrum Udajpuru przez egzystencję backpackersów pospolitych z wszelakich krajów są dość wywindowane. Nawet dla Sudeepa, który pochodzi z Bombaju, najdroższego z indyjskich miast było drogo. Próbowaliśmy znaleźć coś lokalnego, ale trzeba było wyjść naprawdę daleko poza starówkę.
Udajpur to centrum dawnego rejonu Mewar. Słynie ze swoich pałaców, dwa z nich położone są na środku jeziora Pichola malowniczo położonego wśród wzgórz. Jezioro powstało poprzez zmianę biegu jednej z rzek w XVI wieku. Mieliśmy szczęście bo nasz hostel okazał się mieć wspaniały widok na jezioro i pałace bez wychodzenia gdziekolwiek. Hostele prześcigają się w sposobach by ściągnąć backpackersów. Absolutnie wszystkie 3738 mają banner ‘recommended by Lonely Planet”. Kilka z nich, które naprawdę są w przewodniku podają stronę na której znajduje się wzmianka. Inne podają inne przewodniki jako referencje. Wiele knajp znajduje się na dachach budynków, na których co wieczór jest projekcja Ośmiorniczki Jamesa Bonda, która była kręcona w Udajpurze. Wszystko ma dość kiczowaty kolor, ale staraliśmy się znaleźć trochę dla siebie, co też jest możliwe.
Po kilku dniach piękny widok z tarasu na jezioro i pałac na wodzie się przejadł i myśli powoli zmierzały już do Bombaju. Jednak trzeba było czymś się zająć na miejscu. Zacząłem się wreszcie uczyć hindi. Alfabet okazuje się bardziej skomplikowany niż myślałem, co wcale nie oznacza, że nie jest do nauczenia. Wyruszyliśmy też parę razy na wycieczki bez celu, które zaprowadziły nas do miejsc, gdzie turystów nie było wcale… bo i też nie było specjalnie co zwiedzać. Ale za to znów był meksyk.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz