Delhi, dzień 4.
Podróżując do centrum Delhi metrem, które częściowo na
peryferiach jest nadziemne, jednak lwia jego część znajduje się pod ziemią, nie
ma okazji żeby przekonać się o ogromie tego miasta. Dzisiaj miałem okazji popodróżować po Delhi samochodem. Sharad
zabrał mnie prosto po szkole. Miasto dużo zyskało na organizacji zeszło
rocznych Igrzysk Wspólnoty Narodów (zaliczają się do nich państwa byłego
Imperium Brytyjskiego), zwłaszcza jeśli chodzi o infrastrukturę. To właśnie z
tej okazji przyspieszono budowę metra, wybudowano wiele dróg i przystosowano
miejsca turystyczne do napływu turystów. Zawody się skończyły a mieszkańcy mają
wiele udogodnień. Podobnie jak z Igrzyskami w Pekinie i EXPO w Szanghaju.
Pierwszym na dzisiejszej liście był rejon Hauz Khas.
Znajdują się tam ruiny miasta Siri pochodzące z XIII wieku. Ruiny wyglądają
fantastycznie, a zwłaszcza fakt, że kompletnie nie ma tam turystów (nic
dziwnego, bo o tym miejscu nigdzie nie znalazłem informacji wcześniej). Nazwa
miejsca oznacza królewski zbiornik, gdyż w rejonie znajduje się spora sadzawka,
która służyła jako miejsce zapewniające dostęp do wody. Rejon Delhi znany jest
z problemów z suszą w okresie letnim i niektóre rejony cierpią na niedobór
wody.
Kierowcy indyjscy mają naprawdę temperament i duszę
rajdowców. Każdy szybciej, każdy stara się być pierwszy. Indonezyjskie drogi w
porównaniu do tych w Indiach to pestka. Mało kto używa kierunkowskazów, często
z 2 pasów robi się pięć, jazda po poboczu czy pod prąd jest na porządku
dziennym. Za kierownicę szybko (o ile wcale tutaj nie wsiądę), może na motor,
ale to też nie szybko. Nikt tutaj nie zwalnia, a do tej pory nie widziałem
większych wypadków. Owszem poobijanych samochodów sporo, ale mam wrażenie, że
każdy znajduję swoją ścieżkę. Ruch pomimo tego, że niesamowicie chaotyczny to
jednak z dystansu wydaje się być bardzo płynnym.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz