Poniedziałek 19. lipca. Tego dnia postanowiliśmy przypuścić kolejny atak na Zakazane Miasto. Zebraliśmy się dość wcześnie, żeby uniknąć tłumów. Jednak mimo wczesnej pory i tak było masę ludzi. Do kas biletowych nie trzeba było już czekać dłużej niż 5-10 minut. Udało się nawet przemycić Raula na bilecie ulgowym - pani w okienku przyjęłaby chyba kartę kredytową jako legitymację studencką.

![]() |
Pałac Zimowy w deszczowej aurze |
![]() |
Chyba chodziło o to, że są kamienie |
Zakazane Miasto opuściliśmy dość szybko (po 1,5h). Poszliśmy obejrzeć pobliski budynek Opery, który wygląda jak latający spodek, który awaryjnie lądował zaraz za Halą Ludową przy Tian An Men. Ostatnie 'must-see' jakie chcieliśmy w Pekinie zobaczyć to Pałac Letni, który znajduje się na północnych obrzeżach miasta. W kasie niestety nie przeszedł numer z legitymacjami studenckimi (nie tylko Raulowi, ale też i nam). Nie wiem jaka jest zasada, chyba po prostu zależy od kasjerki. Nie pomogło nawet 'women shi xuesheng' (jesteśmy studentami :() Pałac Letni zlokalizowany jest w malowniczej okolicy nad pięknym jeziorem, nad którego brzegiem rosną płaczące wierzby. Niestety złapała nas burza i około 1,5 h przestaliśmy stłoczeni pod daszkiem w parku. Burza była jednak zbawieniem bo powietrze stało się bardziej rześkie, a uwierzcie mi w Pekinie w lecie nie
ma czym oddychać.
W parku natrafiliśmy na parę ciekawych przykładów napisów w dialekcie pisanym 'chinglish'. Chinglish to tłumaczenie chińskiego w taki sposób aby dokładnie przetłumaczyć słowo w słowo. Wychodzą z tego niezłe kwiatki, jak na załączonym obrazku. Oprócz tego moi faworyci to - 'Don't try fatigue driving' - na autostradzie czy 'Notice the safety' (zamiast 'be careful') i rozpowszechnione wszędzie - 'No spitting!' (tak, Chińczycy strasznie charkają i plują i przed Olimpiadą w całym mieście zaprowadzono kampanię mająca ucywilizować naród... nie wyszło, przynajmniej nie do końca). Zastanawiałem się, czemu nie zatrudnią kogoś z milionów nativów, którzy mieszkają w Chinach, żeby to elegancko przetłumaczyć. Ale widać Chinglish jest wpisany w chiński folklor.
Popołudnie z powodu deszczu spędziliśmy na zakupach w dzielnicy Sanlitun (chyba najbardziej zwesternizowanej części Pekinu, gdzie żyje większość expatów). A wieczorem żegnaliśmy się z Hiszpanami, którzy wracali już do domu. Przed wylotem poszliśmy na ucztę do fast-food knajpy obok hostelu, w której jedliśmy w pierwszy wieczór w Pekinie. Wtedy myśleliśmy, że można znaleźć coś lepszego, ale jak potem się okazało, nie wyszło nam i z desperacji jedliśmy raz nawet w Macu i KFC. Raul zamówił kaczkę po pekińsku, która jak dla mnie cudem nie jest. Moim ulubionym daniem jakie jadłem w Pekinie był kurczak gongbao - w ostrym sosie z papryką i orzeszkami ziemnymi. PYCHA!!!

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz