sobota, 5 lutego 2011

Randomness



Wkrótce miesiąc odkąd jestem w Indonezji, nie wiem kiedy to zleciało. Coś na temat czasu pisałem ostatnio... faktycznie jego upływ odczuwa się tutaj inaczej. Może za dużo ryżu zjadłem i zaczynam powoli myśleć po indonezyjsku. ;)
Co u mnie nowego... Przede wszystkim moja szczęka jest o jednego zęba mniejsza. 2 tygodnie temu wypadła mi plomba w ósemce. Na całe szczęście mama jednego z uczniów jest dentystką i mi pomogła, doradziła jednak, że lepiej tego zęba usunąć. Zabieg miałem w zeszłą środę. Nie mogę na nic narzekać, bo wszystko było bardzo profesjonalnie i w bardzo przyjaznej jak na gabinet dentystyczny atmosferze (hmm może nawet zbyt przyjaznej - opowiadanie dowcipów i robienie zdjęć pacjentowi na fotelu to chyba nie w stylu naszych stomatologów). Sam zabieg do przyjemnych nie należy, wiedzą Ci co go przeszli, a godziny bezpośrednio po nim są też mało fun... Ale cóż, taka już natura problemów z uzębieniem. Ale jestem wdzięczny bardzo wszystkim, którzy mi pomogli i z tego miejsca, serdeczne dzięki (również teamowi - Hamdiya & Wuri, które rozmieszały mnie w drodze na i po zabiegu). :)
Dzwonimy po karetkę
Dzisiaj natomiast miała miejsce niecodzienna lekcja - city bravery challenge survival dla uczniów 8. klasy. Dzieciaki spały w szkole z piątku na sobotę razem z nauczycielami. O 4. rano pobudka, szybkie śniadanie i w drogę na drugi koniec miasta. Tam rozgrzewka na boisku, dostajemy mapki i w drogę. Za zadanie było dotrzeć do 5. wyznaczonych punktów pomiarowych, w których dostawali kolejne mapki na nowe odcinki trasy. Po drodze zbierali informacje o danych miejscach i musieli zapewnić sobie wyżywienie (z tym akurat problemów najmniejszych nie było). W punktach pomiarowych nauczyciele sprawdzali ich wiedzę z zakresu udzielania pierwszej pomocy (ja we własnej osobie ;)), wiązanie węzłów żeglarskich czy korzystania z kompasu. Na końcu musieli dostać się busikami tzw. angkotami z powrotem do szkoły. Z tym były największe logistyczne problemy, ale jakoś wszyscy dotarli po niespełna 12 godzinach z powrotem. Jak dla mnie dziwnym było, że nie była to konkurencja na czas, bo nie mieli żadnej motywacji, żeby się pospieszyć, tylko wszyscy szli w ślimaczym tempie. Ale do tematu czasu już obiecuję sobie nie wracać. ;]
Napijemy się z kokosa :)
Ostatnio przyszło mi do głowy, że Indonezja to taka równikowa Rosja. Zbieżności oprócz wielkiego terytorium, liczby ludności i niezliczonej liczby narodowości jest jeszcze trochę. Najlepiej określić wszystko co się dzieje zarówno w Rosji, jak i w Indonezji słowem random. I nie ma ono negatywnego znaczenia. Po prostu trudno przewidzieć co się tutaj stanie, a zdarzyć może się dokładnie wszystko. Zwłaszcza na ulicy. No rules is a rule. Pod każdym względem. Jeździmy jak chcemy. Przedwczoraj dowiedziałem się, że żartobliwie Indonezyjczycy nazywają czerwone światło - zielonym dla odważnych. I rzeczywiście tak tu się jeździ, chociaż muszę powiedzieć, że póki co nie widziałem jeszcze żadnej stłuczki (i nie chce zobaczyć). Architektura miast też jest dość random, ale to akurat mi się podoba i tego się tutaj spodziewałem. Zachowanie ludzi na ulicy jest jednak najbardziej random ze wszystkiego i nie jestem w stanie powiedzieć dlaczego. Po prostu przyjedźcie tutaj i zobaczcie. :)
A propos ludzi na ulicach, to chociaż w okolicy już wiedzą, że mieszka sobie tutaj taki bule (lokalne słówko na białą twarz), to jak gdzieś się wybiorę dalej jak dzisiaj to czasami się martwię, że niektórzy mogą sobie zrobić krzywdę i ukręcić głowę oglądając się za mną. Raz nie wytrzymałem i powiedziałem 'Yeah, I'm a bule... so what?' Mimo wszystko, ciekawość ludzi jest raczej sympatyczna i wprowadza mnie w dobry humor. ;) 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz