poniedziałek, 20 czerwca 2011

Pół roku w Azji...


Minęło już prawie pół roku odkąd jestem w Azji. Właściwie powinienem opisać co robiłem w maju, jakie nowe miejsca zobaczyłem, ale będzie jeszcze chyba pora żeby napisać o Yogyakarcie, stolicy centralnej Jawy, a o Bali już pisałem.
Chyba pora na trochę wolnych przemyśleń, jakie przychodzą po kilku miesiącach w oceanie jakim jest Azja. Bo Azja to nie jest zwykłe miejsce, tu się tak po prostu nie da tylko przyjechać na trochę. W Azji człowiek się topi, ale z przyjemnością. To niesamowity ocean kultur, kolorów, zapachów, smaków, ludzi, przyrody.
Nie można też mieć chyba jednoznacznej opinii o tak niesamowicie zróżnicowanym kontynencie. Zresztą tak naprawdę to niewiele jeszcze widziałem i każde nowe miejsce, które odwiedzam otwiera mi oczy jeszcze szerzej. Rzeczy których kocham w Azji i Azjatach jest wiele, szczerze mówiąc jest też sporo, których nie lubię, ale do wszystkiego w życiu można, a czasem nie ma wyjścia i trzeba się przyzwyczaić.
Co takiego tutaj lubię. Różnorodność. To nie mieszanka kultur Europy Zachodniej złożonych z imigrantów, którzy przybyli za chlebem w ostatnim wieku, a czasem w ostatnich dekadach. Ta mieszanka ludzi jest tutaj od wieków. Azja, a nawet sama Indonezja, która jest chyba dobrym odzwierciedleniem tego kontynentu to wielkie pole do popisu dla antropologów i etnografów.
Otwartość ludzi. Ludzie są niezwykle przyjaźnie nastawieni do siebie nawzajem, do obcych i ogólnie do życia. Chyba gdzieś to zgubiliśmy w Europie, nie wiem czy uda nam się to znaleźć. Mnie samemu też ciężko przychodzi przestawienie się na takie lekko frywolnie optymistyczne podejście do życia, ale pewnie po powrocie zderzę się z powagą zachodniej kultury, więc nie wiem czy jest sens.
Grzeczność i uprzejmość. Indonezja to nie Japonia, ale Jawajczycy zdają się być najuprzejmiejszym narodem z jakim miałem do czynienia. Nie chodzi tylko o czystą ludzką życzliwość, ale sposób w jaki się do siebie zwracają. Rzadko ludzie zwracają się do siebie po imieniu – zwykle imię poprzedza tytuł w zależności od pozycji czy wieku. Dla mężczyzn/chłopców – bapak/mas, dla kobiet/dziewcząt – ibu/mbak. Na początku mojego pobytu dziwiłem się, że wszyscy mówią do mnie per ‘mister’ i poprawiałem, żeby zwracali się do mnie po imieniu, że nie trzeba mówić do mnie per pan. Po kilku miesiącach widzę, że tutaj po prostu inaczej się nie da. Starsi cieszą się dużym szacunkiem u młodszego pokolenia. Nie można od tak uścisnąć ręki kogoś starszego. Dzieci w szkole na przykład na znak szacunku przykładają dłoń nauczyciela do policzka, bądź czoła a czasem całują. Ludzie podając sobie ręce po uścisku przykładają swoją prawą dłoń do klatki piersiowej.
Oprócz tego ludzie są niesamowicie taktowni w swoim zachowaniu. Gdy ktoś przechodzi obok osoby starszej bądź siedzącej należy powiedzieć ‘permisi’ – przepraszam. Jeśli chce się rozpocząć posiłek czy też opuścić pomieszczenie, bądź wrócić do domu należy o tym oznajmić i poczekać na pozwolenie. Gdy usłyszymy – silakan bądź jawajską wersję monggo – możemy robić co zaplanowaliśmy.
Piękno przyrody. Nie da się ani słowami, ani zdjęciami opisać jak niektóre miejsca są piękne. Sporo ludzi tutaj nie zdaje sobie sprawy w jakim raju przyszło im żyć i go niszczą.
Nie da się pominąć rzeczy, które w Azji mogą nas drażnić. O braku punktualności już pisałem kilka razy – prawie wcale mnie już nie rusza oczekiwanie na kogoś ponad godzinę. Ludzie tutaj są bardzo pomocni jeśli zajdzie potrzeba i w większości przypadków bezinteresowni (oprócz miejsc typowo turystycznych, gdzie ludzie żyją z turystów). Mimo wszystko jednak warto polegać na sobie, niż czekać na to, że ktoś dotrzyma tutaj słowa – skleroza jest tutaj bardzo powszechna w każdym wieku.
Niedawno miałem pierwszą sytuację, w której naprawdę się na kogoś wściekłem, a poszło o rzecz o którą nie mogłoby chyba pójść w Europie. To, że świadomość historyczna jest tutaj na znacznie dalszym planie niż jest to u nas zdążyłem zauważyć i zaakceptować jednak, nie mogę zaakceptować jeśli ktoś otwarcie przyznaje się do bycia zwolennikiem treści nazistowskich i jawnie ogłasza Hitlera za swojego idola, mimo wcześniejszego wytłumaczenia, że w ten sposób obraża mnie, mój kraj i moją rodzinę. Machnąłbym mimo wszystko na to ręką, gdyby nie fakt, że osoba ta jest nauczycielem historii. Dalszy komentarz jest zbędny, jak i interakcja z nim.
Muszę powiedzieć, że nie przypadło mi do gustu również miejscowe poczucie humoru, dość powierzchowne. Sam jestem osobą o bardzo sarkastycznym humorze i często odbijam się z nim jak o ścianę, bo nikt go tutaj nie rozumie. A żarty na poziomie zerówki mnie niestety nie bawią…

Mimo wszystko jednak myślę, że dobrze się tutaj odnalazłem i szczerze mówiąc wyobrażam sobie zostać tutaj dłużej. Szkoła chce, żebym został tutaj na kolejny rok, a ja nie wiem jeszcze jaką podejmę decyzję. 4 tygodnie w podróży, które zaczynam właśnie teraz czekając na lotnisku na samolot na Sumatrę mam nadzieję będzie wystarczającym czasem na przemyślenie swojej sytuacji i podjęcie decyzji co dalej. A jeśli nie Indonezja to co… a raczej gdzie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz