Aż wstyd kiedy patrzę na datę ostatniego posta. Sporo czasu
minęło od momentu kiedy byłem w Hampi. Sporo się wydarzyło, sporo ludzi
spotkałem, jest trochę zmian. O wszystkim pewnie nie będę w stanie napisać, ale
postaram się trochę uzupełnić lukę.
Jestem w Indiach już ponad 100 dni. Wydaje mi się, że to
taka cezura wyznaczająca czas po którym można powiedzieć, czy chciałoby się
zostać dłużej, czy jest się w stanie znieść lokalne warunki, jak dobrze
człowiek wpasowuje się w otoczenie. Myślę, że test zdałem pomyślnie. Wyobrażam
sobie pozostanie tutaj dłużej, ale z różnych względów nie jest to takie proste
i nie jest też dobrym rozwiązaniem.
Po podróżowaniu po Andhra Pradesh i Karnatace, wróciłem do Bombaju,
miasta, w którym jestem bezdennie zakochany. Poszukiwania zajęcia wywiodły mnie
do małego miasta – Alibag, położonego na południe od Bombaju. Pracuje tutaj w
miejscowym NGO, który wspiera lokalną społeczność we wszelaki sposób. Ja staram
się pomagać ucząc ich angielskiego.
To śmieszne uczyć obcy język w kraju, w którym ten język
jest uznawany za oficjalny. Mam wielu znajomych, dla których angielski jest
właściwie jedynym językiem, którym posługują się od dziecka. Można robić sobie
jaja z hinduskiego akcentu i wymowy, która (zaczynam już sam nawet zauważać)
zmienia się od stanu do stanu, od miasta do miasta, ale chciałbym, żeby w
Polsce ludzie tak powszechnie mówili po angielsku jak tutaj. Ze znajomością
języka dobrze jest jednak jedynie w miastach. W Bombaju praktycznie każdy mówi
po angielsku. Ponieważ ludzie pochodzą tutaj z całego kraju, a każdy ze stanów
ma swój lokalny język, to właśnie angielski stał się lingua franca.
Na prowincji z angielskim jest jednak ciężko. Tu gdzie
mieszkam ludzie mówią w języku marathi, którego pismo jest niemal identyczne z
hindi. Do tej pory jednak się go nie nauczyłem. W Bombaju po prostu nie jest mi
to do niczego potrzebne, angielski w zupełności wystarcza. Tutaj wszystko jest
w marathi.
Mieszkam razem z miejscową rodziną, która prowadzi piekarnię
i wspiera NGO. To dla mnie doskonała lekcja zwyczajów panujących w domu,
hierarchii w społeczeństwie, która jest niezwykle misterna i gra ogromną rolę.
System kastowy w Indiach do tej pory ma tutaj wpływ na codzienne życie i da się
go odczuć na każdym kroku. Wiele z zachowań Hindusów było dla mnie
niezrozumiałych, a teraz ma sens.
Alibag leży nad samym Morzem Arabskim. Zawsze chciałem
mieszkać nad morzem. Lubię góry, ale wolę morze i na stałe na pewno wybiorę
kiedyś miejsce nad morzem. Tutaj ze swojego pokoju mam widok na morze i rosnące
nad brzegiem palmy kokosowe… no i syf. Niestety jak w całych Indiach ta kwestia
jest nie do ominięcia.
Życie nabrało rutyny. Poniedziałek – piątek jestem w Alibag,
mam lekcję dwa razy dziennie – 9.30-11.30 i
18.00-20.00. Środek dnia spędzam zwykle na drzemce, bo zaczyna być
koszmarnie gorąco, a ludzie straszą mnie, że to dopiero początek. W Indonezji
jakoś lepiej znosiłem upały niż tutaj.
Od stycznia zwiedziłem tez trochę miejsc w Indiach. W
kolejnych postach postaram się do tego wrócić.