sobota, 3 grudnia 2011

Delhi z drogowej perspektywy.


Delhi, dzień 4.
Podróżując do centrum Delhi metrem, które częściowo na peryferiach jest nadziemne, jednak lwia jego część znajduje się pod ziemią, nie ma okazji żeby przekonać się o ogromie tego miasta. Dzisiaj miałem okazji  popodróżować po Delhi samochodem. Sharad zabrał mnie prosto po szkole. Miasto dużo zyskało na organizacji zeszło rocznych Igrzysk Wspólnoty Narodów (zaliczają się do nich państwa byłego Imperium Brytyjskiego), zwłaszcza jeśli chodzi o infrastrukturę. To właśnie z tej okazji przyspieszono budowę metra, wybudowano wiele dróg i przystosowano miejsca turystyczne do napływu turystów. Zawody się skończyły a mieszkańcy mają wiele udogodnień. Podobnie jak z Igrzyskami w Pekinie i EXPO w Szanghaju.
Pierwszym na dzisiejszej liście był rejon Hauz Khas. Znajdują się tam ruiny miasta Siri pochodzące z XIII wieku. Ruiny wyglądają fantastycznie, a zwłaszcza fakt, że kompletnie nie ma tam turystów (nic dziwnego, bo o tym miejscu nigdzie nie znalazłem informacji wcześniej). Nazwa miejsca oznacza królewski zbiornik, gdyż w rejonie znajduje się spora sadzawka, która służyła jako miejsce zapewniające dostęp do wody. Rejon Delhi znany jest z problemów z suszą w okresie letnim i niektóre rejony cierpią na niedobór wody.
Kierowcy indyjscy mają naprawdę temperament i duszę rajdowców. Każdy szybciej, każdy stara się być pierwszy. Indonezyjskie drogi w porównaniu do tych w Indiach to pestka. Mało kto używa kierunkowskazów, często z 2 pasów robi się pięć, jazda po poboczu czy pod prąd jest na porządku dziennym. Za kierownicę szybko (o ile wcale tutaj nie wsiądę), może na motor, ale to też nie szybko. Nikt tutaj nie zwalnia, a do tej pory nie widziałem większych wypadków. Owszem poobijanych samochodów sporo, ale mam wrażenie, że każdy znajduję swoją ścieżkę. Ruch pomimo tego, że niesamowicie chaotyczny to jednak z dystansu wydaje się być bardzo płynnym.
Tego dnia zdążyłem odwiedzić jeszcze dwa miejsca. Pierwszym z nich było Delhi Haat, gdzie w jednym miejscu można znaleźć wyroby i potrawy z całych Indii. Kuchnia indyjska jest wspaniała! Przyprawy i składniki, o których wcześniej nie miałem zielonego pojęcia dają niesamowite wrażenie smakowe. Przeważnie je się rękoma i jest się strasznie upapranym (ale tym nikt się nie przejmuje, bo nawet bogowie są przedstawienia upaprani jedzeniem). Każdy może znaleźć coś dla siebie, póki co próbuje wszystkiego co się da. Jestem w stanie spokojnie żyć bez mięsa, chociaż na szczęście nie jest problemem jego znalezienie. Nie wszyscy Hindusi są też wegetarianami. 
Ostatnim przystankiem była nowo wybudowana świątynia Askhardham, położona na lewym brzegu Jamuny. Zbudowana jest ku czci jednego z guru Swaminarajana. Otwarto ją zaledwie 6 lat temu i jest największym na świecie kompleksem świątynnym w hinduizmie. Na jej teren nie można wnieść prawie nic oprócz siebie, więc zdjęć niet. Jedynie z daleka. Świątynia jest ogromna i poraża ilością detali. Najbardziej przypadł mi do gustu dolny cokół, który przedstawia setki rzeźb słoni i opisuję ich role w hinduizmie i kulturze Indii. Jednocześnie można znaleźć wiele przekazów, myśli, które są esencją tej wiary. Hinduizm był dla mnie dużą niewiadomą, jednak muszę przyznać, że wszystkie świątynie, w których byłem są bardzo ciepłe i wydają się być pełne życia. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz