Koczin okazał się całkiem przyjemną mieściną. Jak na średnio
małą indyjską mieścinę przystało liczy sobie około 3 milionów mieszkańców. Nie
jest stolicą Kerali, ale zdecydowanie najważniejszym ośrodkiem. Znajduje się
tutaj największy port indyjskiego południowo-zachodniego wybrzeża. Miasto od
wieków słynęło z handlu przyprawami i innymi dobrami. To tutaj wszystko było
zwożone z południowych wzgórz i wysyłane w świat. I wciąż jest.
Fort Koczin znajduje się na wyspie na, którą można dostać
się promem, albo mostem. Pomiędzy stałym lądem, na który rozlało się dawno
miasto a wyspą Fort Koczi znajduje się wyspę Willingdon, gdzie bazę swoją ma
marynarka indyjska.
To co warte zwiedzenia w Koczi można obejść w parę godzin, a
dodając fakt, że kiepsko trafiłem na piątek, kiedy wszystko było zamknięte,
2-godzinny spacer starcza na zaliczenie wszystkich atrakcji. Promy w tej części
Indii kosztują śmieszne pieniądze. 2,5 rupii – 15 groszy!!!
Pocztówkowym widokiem Koczi są słynne chińskie sieci, które
rozwieszone są u brzegu wyspy. Myślałem, że jest to atrakcja jedynie pod
turystów (po części pewnie tak jest), ale do południa rybacy wciąż nimi łowią i
ryby się trafiają. Sieci działają na zasadzie przeciwwagi. Na jednym końcu
zawieszone są kamienie, a z drugiej strony dźwignia z rozpostartą siecią, którą
opuszczają w dół. Rybacy bardzo chętnie przywołują ludzi i pokazują jak
pracują. Do tej pory jestem pod wrażeniem otwartości ludzi w Kerali, ich
prostolinijnością i szczerością. Nawet rikszarz, który chciał mnie obwieźć po
mieści z nadzieją, że wstąpię do paru sklepów a on dostanie za to kasę od
sprzedawców, był od razu szczery i zapytał czy mam czas i jaka jest sprawa i
czy mogę mu pomóc w ten sposób. Jak zrobiłem co swoje, dał mi spokój. Rzecz nie
do pomyślenia na północ od Bombaju, zwłaszcza w Delhi czy Radżastanie – tam
rikszarze to największe sępy.
Na wyspie odwiedzić można parę kościołów, których historia
sięga XVI wieku, kiedy po tej stronie wybrzeża drogę morską do Indii odnalazł
Vasco da Gama. Stoi też dom, w którym miał się zatrzymać, ale niektórzy
twierdzą, że portugalski żeglarz dotarł jedynie do Kalikatu, a nie do Koczinu.
Tak czy inaczej po wpływach portugalskich, przyszedł czas na Holendrów, którzy
zbudowali tzw. Pałac Holenderski, jako swoje centrum administracyjnie. Koczin
słynny był tez jako centrum diaspory żydowskiej. Niestety synagoga była
zamknięta.
Widokiem, który śmieszy i zadziwia są setki czerwonych flag
z sierpem i młotem. Od odzyskania niepodległości Keralą rządziła partia
komunistyczna i dopiero w ostatnich wyborach przegrała. W mieście rozwieszone
są w różnych miejscach flagi, portrety Marksa, Lenina, Che Guevary. Komunizm
tutaj jak mówią ma naturalnie inny odcień i niewiele ma wspólnego z tym co było
u nas.
Mój host z CS mieszkał kawałek od centrum w ładnym
apartamentowcu. Na 14 kwietnia przypada święto Vishu – nowy rok w tej części
Indii. To już 4. Nowy Rok jaki obchodzę w tym roku (bo naszym, chińskim,
marathi i teraz w Kerali). Wg tradycji hinduskiej dnia poprzedniego dekoruje
się posążek boga Kriszny żółtymi kwiatami, oferuje się banany, ogórki, kokosy i
inne dary natury oraz kosztowności. Wg tradycji znajomi przychodzący w gościnę
otrzymują symboliczną kwotę pieniędzy. Moja rodzina była mieszana – matka
katoliczka i ojciec hindus, więc w domu niespecjalnie świętowali, ale zaprowadzili
mnie do sąsiadów, którzy wszystko mi pokazali wysmarowali mi czoło olejkiem z
drzewa sandałowego, poczęstowali słodkościami i dali kilkanaście rupii.
Dzieciaki wykorzystują ten dzień niecnie skacząc po sąsiadach w wiadomym celu.
Po hinduistycznych atrakcjach Kamal z rodziną odwiózł mnie
na dworzec, gdzie wsiadłem w pociąg dalej na południe do Kollam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz