Minął już tydzień odkąd przyjechałem do Surabaji – drugiego co do wielkości miasta Indonezji. Z jednej strony czuje się jakbym tu był wieki, a z drugiej przywitanie wydaje mi się, że było wczoraj. SAIMS (Sekolah Alam Insan Mulia Surabaya) – nazwa szkoły w której uczę – stał się moim drugim domem i sam się sobie dziwie, że tak tutaj szybko się dobrze poczułem.
Tak więc w poniedziałek przyleciałem tutaj z Dżakarty. Początkowo myślałem, że przyjadę tańszym pociągiem – ale samolot to była jednak dobra decyzja. A) relatywnie tani – lot w jedną stronę kosztuje jakieś 80zł, B) dużo szybciej – pociągiem droga zajęłaby grubo ponad 10h w ciekawych warunkach (widziałem z daleka, że ludzie siedzą tutaj nawet na dachach pociągów), a samolotem zaledwie godzina i 25 minut, C) z moimi tobołkami w pociągu mogło być ciekawie… chociaż transsib przecież niemal z takimi że przejechałem.
Na lotnisku witali mnie znajomi z AIESEC Andes i Rara oraz nauczyciele ze szkoły Cahyo i Agus. Na miejsce dojechaliśmy po jakiś 45 minutach. Na szkole wisiał transparent powitalny z moim zdjęciem. Byłem dość zawstydzony. Ale to jeszcze nie koniec. Liczyłem, że będę mógł chociaż wziąć prysznic, ale wcześniej musiał w przepoconym wszystkim zwiedzić szkołę i przedstawić się wszystkim łącznie z uczniami. Chyba gorszego wejścia (przynajmniej zapachowo) nikt nie miał.
Budynek szkoły średniej |
Warunki wydaje mi się, że jak na Indonezję mam świetne i na nic nie narzekam. Oczywiście, nie ma żadnego porównania z Europą, ale nie po to tutaj przyjechałem. Do wielu nowych spraw trzeba się jednak przyzwyczaić – np. do braku ciepłego prysznica (bo i w sumie po co w taki upał gorąca woda? a jednak mimo wszystko fajnie by było umyć rano głowę chociaż w letniej wodzie), chodzenia na bosaka w budynkach szkolnych, powściągliwości odzieżowej (krótkie spodenki to spore faux pas, ale poza godzinami szkolnymi i tak w nich chodze), toalet bez papieru toaletowego i wielu wielu innych spraw.
Muszę przyznać, że praktycznie nikt tutaj o Polsce nie słyszał. Tym bardziej czuje się odpowiedzialny za wiedzę, którą im przekazuję. O Europie też mają raczej blade pojęcie, nie mówiąc już o chrześcijaństwie. Zapomniałem dodać, że szkoła jest wyłącznie dla muzułman, co na początku było dla mnie lekką niespodzianką, ale po tygodniu tutaj mogę stwierdzić, że nie stanowi to dla mnie żadnego problemu. Nikt nie próbuje mnie nawracać, nikt nie robi wielkiego halo z innego wyznania. Jedynie dzieciaki na lekcjach czasami zadawały mi pytanie jaka jest moja religia, ale szybko były strofowane przez nauczycieli, że to niegrzeczne pytanie.
Dzieciaki są wspaniałe i nawet się nie spodziewałem, że tak będzie dobrze na samym początku. Oczywiście to tylko start, ale myślę, że jak na pierwszy tydzień jest nieźle. Uczę uczniów w wieku od 10 do 18 lat. Najwięcej mam zajęć z klasami 7 i 8 (2 x 1,5h i 1 x 45m). Lekcje zaczynają się o 8.30, a kończą o 15. O 12. jest modlitwa w meczecie. Czasami przychodzą i w grupkach czytają Koran, często z nauczycielami, ale jeszcze nie rozgryzłem na czym dokładnie te odstępstwa polegają. Modlitwa też nie musi być dokładnie o 12. Jak żartują, Allah jest dosyć flexible in time. ;) Dopiero wchodzę w ten świat, ale dopiero teraz sobie uświadamiam jak niewiele o nim wiedziałem i jakie wąskie mamy o nim pojęcie.
Mój prywatny gekon pokojowy :) |
Zmrok a więc godzina około 18. Na lekcjach geografii oczywiście wszyscy uczyliśmy się, że w strefie równikowej dzień jest równy nocy. Ale mimo wszystko takie „drobiazgi” jest się w stanie pojąć dopiero jak się ich doświadczy. To zdecydowanie moje największe WTF jeśli chodzi o strefę klimatyczną. Przyzwyczajony do jasności do 10. wieczorem w Polsce w lecie, chciałoby się tego samego i tutaj, ale nie ma tak. 6 wieczorem i na górze wykręcają żarówkę. Dosłownie niemal. Ciemno robi się tutaj w przeciągu kilkunastu minut.
Bananowce |
Można pisać i pisać, a i tak wszystkiego nowego nie ogarnę w jednym entry, dlatego zostawiam resztę na później. SAIMS rocks!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz