wtorek, 18 stycznia 2011

Welcome to SAIMS!




Minął już tydzień odkąd przyjechałem do Surabaji – drugiego co do wielkości miasta Indonezji. Z jednej strony czuje się jakbym tu był wieki, a z drugiej przywitanie wydaje mi się, że było wczoraj. SAIMS (Sekolah Alam Insan Mulia Surabaya) – nazwa szkoły w której uczę – stał się moim drugim domem i sam się sobie dziwie, że tak tutaj szybko się dobrze poczułem.
Tak więc w poniedziałek przyleciałem tutaj z Dżakarty. Początkowo myślałem, że przyjadę tańszym pociągiem – ale samolot to była jednak dobra decyzja. A) relatywnie tani – lot w jedną stronę kosztuje jakieś 80zł, B) dużo szybciej – pociągiem droga zajęłaby grubo ponad 10h w ciekawych warunkach (widziałem z daleka, że ludzie siedzą tutaj nawet na dachach pociągów), a samolotem zaledwie godzina i 25 minut, C) z moimi tobołkami w pociągu mogło być ciekawie… chociaż transsib przecież niemal z takimi że przejechałem.
Na lotnisku witali mnie znajomi z AIESEC Andes i Rara oraz nauczyciele ze szkoły Cahyo i Agus. Na miejsce dojechaliśmy po jakiś 45 minutach. Na szkole wisiał transparent powitalny z moim zdjęciem. Byłem dość zawstydzony. Ale to jeszcze nie koniec. Liczyłem, że będę mógł chociaż wziąć prysznic, ale wcześniej musiał w przepoconym wszystkim zwiedzić szkołę i przedstawić się wszystkim łącznie z uczniami. Chyba gorszego wejścia (przynajmniej zapachowo) nikt nie miał.
Budynek szkoły średniej
Co jak co, ale szkoła od razu wizualnie bardzo mi się spodobała. Saims to spory kompleks i uczą się tutaj dzieciaki od wieku przedszkolnego do liceum włącznie. Szkoła położona jest w zielonej okolicy. Pełno tutaj zieleni, drzew, krzewów i zwierząt domowych. W ten sposób chcą od małego uczyć dzieci życia w zgodzie z przyrodą, a jednocześnie właściwego z niej czerpania. Może nie jest to jakaś odkrywcza idea, ale jak na Indonezję to bardzo dużo. Wystarczy wyjść za bramę szkoły i wszędzie sporo odpadków, rzeka też dość brudna. Pod tym względem Indonezyjczycy mają sporo do nadrobienia. A wystarczyłoby naprawdę niewiele i ten rejon naprawdę można by uważać za raj. Ja póki co i tak go za takowy uważam.
Warunki wydaje mi się, że jak na Indonezję mam świetne i na nic nie narzekam. Oczywiście, nie ma żadnego porównania z Europą, ale nie po to tutaj przyjechałem. Do wielu nowych spraw trzeba się jednak przyzwyczaić – np. do braku ciepłego prysznica (bo i w sumie po co w taki upał gorąca woda? a jednak mimo wszystko fajnie by było umyć rano głowę chociaż w letniej wodzie), chodzenia na bosaka w budynkach szkolnych, powściągliwości odzieżowej (krótkie spodenki to spore faux pas, ale poza godzinami szkolnymi i tak w nich chodze), toalet bez papieru toaletowego i wielu wielu innych spraw.
Muszę przyznać, że praktycznie nikt tutaj o Polsce nie słyszał. Tym bardziej czuje się odpowiedzialny za wiedzę, którą im przekazuję. O Europie też mają raczej blade pojęcie, nie mówiąc już o chrześcijaństwie. Zapomniałem dodać, że szkoła jest wyłącznie dla muzułman, co na początku było dla mnie lekką niespodzianką, ale po tygodniu tutaj mogę stwierdzić, że nie stanowi to dla mnie żadnego problemu. Nikt nie próbuje mnie nawracać, nikt nie robi wielkiego halo z innego wyznania. Jedynie dzieciaki na lekcjach czasami zadawały mi pytanie jaka jest moja religia, ale szybko były strofowane przez nauczycieli, że to niegrzeczne pytanie.
Dzieciaki są wspaniałe i nawet się nie spodziewałem, że tak będzie dobrze na samym początku. Oczywiście to tylko start, ale myślę, że jak na pierwszy tydzień jest nieźle. Uczę uczniów w wieku od 10 do 18 lat. Najwięcej mam zajęć z klasami 7 i 8 (2 x 1,5h i 1 x 45m). Lekcje zaczynają się o 8.30, a kończą o 15. O 12. jest modlitwa w meczecie. Czasami przychodzą i w grupkach czytają Koran, często z nauczycielami, ale jeszcze nie rozgryzłem na czym dokładnie te odstępstwa polegają. Modlitwa też nie musi być dokładnie o 12. Jak żartują, Allah jest dosyć flexible in time. ;) Dopiero wchodzę w ten świat, ale dopiero teraz sobie uświadamiam jak niewiele o nim wiedziałem i jakie wąskie mamy o nim pojęcie.
Mój prywatny gekon pokojowy :)
Wracając do rozkładu dnia to po modlitwie jest wspólny obiad. Jemy na ziemi, nauczyciele z uczniami razem. Codziennie ryż naturalnie i krakersy, ale do tego codziennie jest coś innego. A na deser świeże guawy, mango, salaki, papaje czy ananasy. Po posiłku, każdy własnoręcznie myje naczynia i z powrotem na lekcje do 15. Potem jest kolejna sesja modlitewna, a później dzieciaki idą albo do domu, albo zostają na zajęcia dodatkowe, albo po prostu zostają bo lubią szkołę. Przynajmniej 70% szkoły łącznie z nauczycielami zostaje, aż do zmroku.
Zmrok a więc godzina około 18. Na lekcjach geografii oczywiście wszyscy uczyliśmy się, że w strefie równikowej dzień jest równy nocy. Ale mimo wszystko takie „drobiazgi” jest się w stanie pojąć dopiero jak się ich doświadczy. To zdecydowanie moje największe WTF jeśli chodzi o strefę klimatyczną. Przyzwyczajony do jasności do 10. wieczorem w Polsce w lecie, chciałoby się tego samego i tutaj, ale nie ma tak. 6 wieczorem i na górze wykręcają żarówkę. Dosłownie niemal. Ciemno robi się tutaj w przeciągu kilkunastu minut.
Bananowce
Inna jest też przyroda. Naprzeciwko szkoły płynie rzeka, a wzdłuż brzegu rosną rzędy bananowców. Przy szkole rosną papaje i guawy i inne egzotyczne rośliny. W szkole jest pełno zwierząt, poczynając od kotów, którym z niezrozumiałych dla mnie przyczyn poprzycinano ogony przez drób, bo zwierzęta budzące się do życia po zmroku. Na ścianach i sufitach królują gekony, niektóre dość sporych rozmiarów. Sam w pokoju mam ich kilka. Na drzewach mieszka sporo nietoperzy. Są małe, ale są też spore nietoperze-rudawki wielkości sporej wrony. Na ziemi roi się od zielonych ropuch, sporo też insektów, z których najpaskudniejsze są komary i mrówki. Pierwsze dotkliwie kąsają, ale na całe szczęście chociaż ból na początku jest intensywniejszy od naszych, to szybciej ustępuje. Drugie natomiast w kilka sekund wyczują coś do jedzenia, zwłaszcza słodkie. Nie można nic otworzyć. Na całe szczęście dostałem „magiczną kredę”. Jak się coś otworzy i chce zostawić na później należy narysować dookoła nią linię i mrówki jej nie przekroczą, a jeśli to zrobią to po paru sekundach zdechną.
Można pisać i pisać, a i tak wszystkiego nowego nie ogarnę w jednym entry, dlatego zostawiam resztę na później. SAIMS rocks!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz