Święta Wielkanocne A.D. 2011 spędziłem zrządzeniem losu spędziłem daleko od rodziny i polskich tradycji, jednak mimo wszystko miały one dla mnie dość rodzinny przebieg. Ale po kolei…
|
Widoki z samolotu |
Czy komuś coś mówią nazwy Bunaken albo Manado? Pewnie w Polsce niewiele o nich słyszało, ale na świecie wśród amatorów nurkowania wyspa Bunaken jest powszechnie znana. Jak tylko przyjechałem do Indonezji, miejsce to było wysoko na liście moich podróżniczych planów, ale z przyczyn czasowo-organizacyjno-finansowych było odkładane na nie wiadomo kiedy w przyszłości.Tak się jednak stało, że zupełnie niespodziewanie jakieś 2 tygodnie temu, dostałem SMS czy nie chciałbym pojechać z rodziną dwóch moich uczniów w odwiedziny do ich ojca, który jest oficerem w bazie morskiej w Manado. To nie było trudne pytanie do odpowiedzi.
Na lotnisku okazało się, że jedzie nas cała rodzina – mama z trójką dzieci, dziadek z babcią i my, dwójka nauczycieli. Dziadek, który okazał się moim późniejszym współlokatorem w hotelu, był duszą towarzystwa i niemożliwym było się przy nim nudzić. Sam służył w marynarce, a później wykładał w Akademii Morskiej. W latach ’60 studiował w Odessie i Władywostoku, więc było o czym rozmawiać. Nasz lot do Manado miał międzylądowanie w największym mieście wyspy Celebes – Makassar bądź jak kto woli Ujung Pandang. Po drodze z samolotu widać było wulkany wschodniej Jawy, których jedynie czubki wystawały znad chmur, wysepki Morza Jawajskiego, później charakterystyczne kształty wyspy Celebes.
|
Miasto ozdobione w Wielki Piatek |
Na lotnisku w Manado zostaliśmy przywitani jak prawdziwi VIP i odeskortowani przez marynarzy w oznaczonych samochodach do hotelu. Wieczorem wybraliśmy się na nadmorską promenadę i pojeździłem z dzieciakami na charakterystycznych rowerach. Parę słów o samej wyspie – to 3. co do wielkości wyspa Indonezji po Borneo i Sumatrze, jest jednak dość słabo zaludniona. Na południu przeważa islam, jednak na północy gdzie znajduje się Manado wyraźnie dominuje chrześcijaństwo – są zarówno katolicy, protestanci jak i wszelkiego rodzaju inne wyznania. Dominujące wyznanie w danym miejscu jest o tyle ważne, że wyznacza ono klimat, wygląd miasta oraz zachowanie ludzi. Zupełnie inaczej wygląda Bali w porównaniu do muzułmańskiej Jawy, a jeszcze inaczej chrześcijańska północ Celebesu. Samo miasto leży tuż nad Równikiem, klimat bardzo wilgotny, jednak nie aż tak gorący jak w Surabaji. Codziennie padają zenitalne deszcze po południu.
|
Ziele na kraterze |
|
5 świątyn w jednym miejscu |
Drugiego dnia wybraliśmy się na wycieczkę w rejon Tomohon. Słynie on z tego, że jego mieszkańcy mają niecodzienne gusta kulinarne. Można więc zjeść tutaj psa, kota czy nietoperza. Był to jednak Wielki Piątek, więc o mięsie raczej nie było mowy. Na ulicach wszędzie można było zobaczyć krzyż we fioletowym bądź czerwonym kolorze, a w kilku miejscach natrafiliśmy na odgrywaną drogę krzyżową. Ludzie poprzebierani byli w stroje żołnierzy, kapłanów i apostołów, oraz oczywiście Chrystusa niosącego krzyż. Religia w Indonezji jest czymś z czego jest się naprawdę dumnym i bardzo podkreśla się swoją przynależność religijną. Do tej pory jest pod wielkim wrażeniem w jakiej jednak harmonii wszyscy potrafią tutaj żyć. Dowodem tego jest wzgórze Doa, które odwiedziliśmy. U jego podnóża znajduje się wulkan błotny, a wokół pełno potwornie śmiedzącej siarki. Na szczycie wzgórza znajduje się wielki krzyż widzialny z samego miasta. Tuż obok znajdują się świątynie 5 uznawanych oficjalnie w Indonezji religii – katolicka, protestancka, muzułmańska, buddyjska i hinduistyczna. Niżej natomiast ma miejsce obelisk z modlitwami w tychże pięciu religiach. Nie jestem sobie w stanie przypomnieć czy widziałem coś podobnego w Europie…
|
Jezioro Tondano |
Następnie wybraliśmy się nad jezioro Tondano. Jest ono położone malowniczo wśród wzgórz północnego Celebesu i ciagnie się na linii północ-południe. Jego brzegi porasta miejscowa odmiana lilii wodnych, wzdłuż których rybacy mają swoje domki. Delikatny deszcz i mgiełka nadawały temu miejscu niepowtarzalny mistyczny charakter. W sobotę przyszedł czas na deser, a właściwie całą ucztę. Krótko mówiąc – nurkowanie na Bunaken. Rodzina wynajęła łódkę w porcie i wypłynęliśmy w morze. Wyspa znaduje się w odległości kilkunastu kilometrów od portu Manado. Tuż na zachód od niej znajduje się wyspa Manadotua z charakterystyczna sylwetką wulkanu. Po drodze przez przeszklone dno statku mogliśmy mieć namiastkę co można będzie oglądać później.
|
U wybrzezy Bunaken |
Sama wyspa Bunaken to zarośla namorzynowe i stanowiska z usługami dla turystów od jedzenia po sprzęt do nurkowania. Odziani w pianki do nurkowania (którą początkowo założyłem na lewą stronę) ruszyliśmy z powrotem w morze. Rafa zaczyna się już kilkadziesiąt metrów od brzegu. Trzeba założyć płetwy, bo niektóre korale potrafią być naprawdę ostre. Pływając w Nusa Dua miałem namiastkę jak piękne są tropikalne ryby, jednak rafa koralowa to coś zupełnie nie z tej ziemi. Nawet filmy przyrodnicze nie oddają widoku, który się odsłania po zanurzeniu. Nie ma takiego miejsca na powierzchni, w którym można napotkać na taką feerię barw i niesamowitych kształtów. Najwięcej z nich i najciekawsze można obserwować w miejscu gdzie rafa stromą ścianą opada kilkadziesiąt metrów w dół. Niestety z rurką da się jedynie zanurkować kilka metrów.
Rybki można karmić krakersami i wtedy kłębią się tuż przed oczami. Oprócz krakersów próbowały też kosztować samego mnie jako że otworzyły mi się rany po wypadku w zeszły weekend. Z wody było żal wychodzić i żal też było wyjeżdżać z Manado.
|
Ready to dive! |
W niedzielę rano wybrałem się na wielkanocną mszę do katedry. Msza nie była zbyt uroczysta. Spodziewałem się procesji rezurekcyjnej, ale ta jest tutaj odbywana w sobotę. Wieczorem poprzedniego dnia w kilku miejscach w mieście widziałem jednak ludzi poprzywiązywanych do krzyża. Nie była to jednak wersja z Filipin, gdzie ludzie przybijają się do krzyża gwoździami. Po mszy odwiedziłem rodzinę naszego kierowcy, który przez cały wyjazd przyprawiał mnie o ból brzucha swym histerycznym śmiechem. Nie mówił prawie nic po angielsku, ale był bardzo towarzyski przez co zmuszał mnie do rozmawiania po indonezyjsku.
|
Droga Krzyzowa |
Wyjazd ten jeszcze bardziej umocnił mnie w moim przekonaniu, że Indonezyjczycy to najbardziej gościnny naród na świecie. Wszystko dla ludzi jest tutaj wspólne, a jeśli ktoś coś ma to nie można się z tego cieszyć w pojedynkę, jedynie z rodziną, przyjaciółmi, ale też z obcymi. Była to prawdziwa podróż za jeden uśmiech i w życiu nie spodziewałem się, że 12 tysięcy kilometrów od rodzinnego domu w Wielkanoc mogę poczuć się chociaż trochę jak w rodzinie. Terima kasih… I will never forget what you’ve done to me.
W te Swieta odszedl ktos bardzo wazny dla mnie, bez kogo nie bylbym na pewno kim jestem. Ciociu, bedziesz na zawsze w moim sercu i w mojej pamieci...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz